Ciekawostki o pisarzach




😅

Hans Christian Andersen

Hans Christian Andersen nazywał sam siebie „brzydkim kaczątkiem”, bo w istocie takie przypominał – nieproporcjonalnie duże dłonie i stopy, nos przysłaniający całą twarz, wysoki wzrost i kościste ciało. W swoim dzienniku niejednokrotnie zaznaczał, że cierpi na samotność, bo żadna kobieta się nim nie interesuje.
Andersen cierpiał też na liczne fobie; bał się ciemności, cmentarzy i pochowania żywcem, dlatego pod łóżko wkładał zawsze karteczkę z dopiskiem Ja tylko wyglądam jak umarły. Podobnym strachem napawała go podróż statkiem, spóźnienie się na pociąg i … wieprzowina. Co do tej drugiej, nie mam jednak pojęcia dlaczego. Nosił ze sobą też linę, na wypadek pożaru.

Niezwykły indywidualista Henryk Sienkiewicz

Podobne problemy miał noblista Henryk Sienkiewicz. Na jego świadectwie maturalnym przeważały oceny dostateczne; stopnie bardzo dobre miał tylko z języka polskiego, historii powszechnej, historii Polski i Rosji oraz geografii powszechnej. Słabe wyniki uzyskał również na egzaminie wstępnym na Wydział Prawa i Administracji Szkoły Głównej Warszawskiej. Z języka polskiego uzyskał już tylko stopień dostateczny; pojawiły się nawet dwie oceny niedostateczne: z języka greckiego oraz historii naturalnej. Mimo to Sienkiewicz na studia został przyjęty. Po miesiącu przeniósł się na Wydział Lekarski, a później na Wydział Filologiczny. Nie ukończył go jednak, gdyż nie przystąpił do egzaminu z języka greckiego. Gdy Henryk Sienkiewicz był już znanym pisarzem, Aleksander Świętochowski pisał: „Był wszakże w szczupłym gronie Wydziału Historyczno-Filozoficznego student, który niczym nie zapowiadał wysokiego talentu i żył poza tym wyborowym kołem. Pamiętam tylko, że idąc z nim razem przez ulicę, zdumiewałem się nad jego biegłością w rozpoznawaniu herbów na arystokratycznych gmachach i karetach oraz nad znacznym zasobem wiedzy z historii rodzin szlacheckich. Była to wszakże jedyna niezwykła w nim cecha. Wątły, chorowity, w audytorium rzadko widziany, w życiu studenckim nieprzyjmujący żadnego udziału, przed egzaminami mocno zakłopotany i na uboczu trzymający się. Zwracał na siebie tak słabo uwagę kolegów, że gdy po skończonym uniwersytecie Kotarbiński zapewniał nas kilku, że Sienkiewicz napisał piękną powieść „Na marne”, roześmieliśmy się serdecznie i zapisali tę wiadomość na rachunek złudzeń powiatowej sympatii jednego Podlasiaka dla drugiego” (Krzyżanowski,1981, s. 22, za: Siedlecka, 1970, s. 4, 7)

10 przykazań Sienkiewiczowskich

„Oto dziesięcioro przykazań Sienkiewiczowskich, danych narodowi na raucie jubileuszowym dn. 22 r. 1900. Jam jest Henryk Sienkiewicz. Wielka Wielkość Twoja, którym Cię wywiódł na pole sławy wszechświatowej.
1) Nie będziesz miał Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego i innych nade mnie.
2) Nie będziesz używał wielkiego Imienia Mego nadaremno.
3) Pamiętaj, abyś Dzień Jubileuszu Mego świecił.
4) Czcij Skrzetuskiego, Zagłobę, Wołodyjowskiego i Baśkę Jego, a mnie nade wszystko, bom nieporównany jest.
5) Nie śmiej używać na utworach moich.
6) Nie używaj dzieł moich na podpałkę.
7) Nie popularyzuj dzieł Moich bez dodatkowej opłaty na ręce moje.
8) Nie fałszuj myśli mojej, gdyż lojalność jej murem stoi.
9) Nie pożądaj żony Skrzetuskiego, albowiem Kniaziówną jest.
10) Ani Oblęgorka, ani pióra brylantowego, ani zaprzęgów, ani jarzma na woły nie będziesz pożądał, ani pragnął, gdyż narodowym darem jest!
Będziesz miłował każdego literata w miarę możności i chęci osobistej, a mnie bez żadnych zastrzeżeń.”
Te przykazania zostały podarowane Sienkiewiczowi przez przyjaciół w dniu jego 25 jubileuszu pracy.

Wyrachowany Mickiewicz

O przyjaźni Mickiewicza z Puszkinem słyszał już chyba każdy, chociaż ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy to była przyjaźń. Rosyjski poeta niejednokrotnie zarzucał naszemu polskiemu wieszczowi, że jest w swoich uczuciach interesowny i przyjaźni się z nim tylko dlatego, że to pozwala mu na dogodniejsze życie w Moskwie, a w wolnych chwilach pisze przecież „Dziady”, które Rosjanom uwłaczają… Okazuje się jednak, że Mickiewicz wcale nie miał tak złotego charakteru, jak sądzimy. Kiedy przebywał na zesłaniu w Moskwie spędzał przyjemne wieczory w salonie księżnej Zinaidy Wołkońskiej. To właśnie u niej poznał przepiękną Karolinę, córkę niemieckiego profesora, która zaledwie 19-letnia, oczarowała 30-letniego już Mickiewicza nie tylko swoją urodą, ale i inteligencją. Mickiewicz był tak zauroczony dziewczyną, że zaproponował jej korepetycje z polskiego, a ta jego propozycję przyjęła z radością. Podczas lekcji oboje bardzo się do siebie zbliżyli, ale kiedy Mickiewicz dowiedział się, że cudowna Karolina nie może liczyć na posag, który dałby jej utrzymanie przez kolejne lata, wycofał się z obietnicy małżeństwa. Dziewczyna wpadła w rozpacz, więc postawiony pod ścianą był gotów poślubić ją z litości – zarzekł jednak, aby ta zachowywała się normalnie i nie chorowała, „bo chorych nie lubi”. Kiedy Karolina dostosowała się do jego zaleceń, Mickiewicz po raz kolejny wycofał się ze swoich słów, a rozkochana panna ostatecznie wszystko mu wybaczyła.

Lęk przed otwartą przestrzenią 

Julian Tuwim cierpiał na agorafobię, która utrudniała mu normalne funkcjonowanie. Pisarz obawiał się przechodzić na drugą stronę ulicy.
Taksówki, którymi Tuwim poruszał się po mieście, podjeżdżały maksymalnie blisko miejsca docelowego, aby ten mógł przebyć jak najkrótszą drogę.

Mistrz ciętej riposty 

Pewnego dnia Mark Twain otrzymał list od swojego dawnego kolegi, informujący o jego dużym powodzeniu w Chicago. W odpowiedzi Twain wysłał mu paczkę.
Po uregulowaniu należności i odebraniu przesyłki przyjaciel pisarza rozpakował pakunek. W środku znajdował się głaz z dołączoną wiadomością:
DROGI KOLEGO! ŚPIESZĘ CI DONIEŚĆ, IŻ TAKI WIELKI KAMIEŃ SPADŁ MI Z SERCA, GDY DOWIEDZIAŁEM SIĘ, ŻE W CHICAGO POWODZI CI SIĘ DOSKONALE. TWÓJ DAWNY PRZYJACIEL – MARK TWAIN.

Stefan Żeromski bez matury
W plejadzie „wielkich nieuków” wymienia się między innymi Stefana Żeromskiego. Przyszły pisarz po piątej klasie gimnazjum miał poprawkę z matematyki. W gimnazjum uczył się aż 12 lat, ponieważ powtarzał trzy klasy: pierwszą (‘Łacina i matematyka wzięły mnie silnie za bary i zasadziły powtórnie do klasy pierwszej’ – „Dzienniki”), drugą i szóstą (znów przez łacinę). Do matury w ogóle nie przystąpił, nie mógł więc podjąć studiów. Rozpoczął natomiast naukę w Szkole Weterynaryjnej, gdyż nie wymagano w niej świadectwa dojrzałości. Wytrwał w tej placówce niecałe dwa lata. Do jej opuszczenia przyczynił się zły stan zdrowia i brak pieniędzy; wpływ miały również problemy z nauką. Studia te nie interesowały Żeromskiego, nic więc dziwnego, że nie zgłosił się na egzamin z anatomii i w końcu opuścił szkołę.

Bolesław Prus – umysł ścisły

Bolesław Prus (prawdziwe nazwisko pisarza: Aleksander Głowacki) powtarzał klasę drugą, ale do trzeciej zdał już z pochwałą. Nikt nie przypuszczał, że w przyszłości zostanie tak cenionym pisarzem. Sam o sobie pisał w liście do kolegi: „Był to fanatyk matematyki i nauk przyrodniczych. Więc wykładał na prawo i lewo, że wszystko jest głupstwem i kłamstwem, czego nie można wyliczyć i zważyć, a przynajmniej zaobserwować. Ulubionym jego marzeniem było sprowadzić wszystkie nauki do metod i form matematycznych, a cały język – do formuł algebraicznych” (Kulczycka - Saloni, 1975, s. 28, za: Siedlecka, 1970, s. 4). W roku 1866 Aleksander Głowacki ukończył gimnazjum. Analiza jego świadectwa wyraźnie pokazuje, że miał problemy z językami (polskim, rosyjskim, łacińskim, francuskim) oraz przedmiotami, które wymagają zdolności manualnych (kaligrafia, rysunek) – jego umiejętności ocenione zostały na dostateczne. Bardzo dobrze natomiast radził sobie z dziedzinami ścisłymi, z których uzyskał oceny celujące. Studia w Szkole Głównej na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Prus porzucił po dwóch latach. Badacze twierdzą, że wpływ na to miało jego niezadowolenie z systemu nauczania, poziom nauki oraz trudna sytuacja materialna. Następnie rozpoczął naukę w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Puławach (Wydział Leśny). Z tej uczelni z kolei został wyrzucony po roku za kłótnię z nauczycielem języka rosyjskiego, który na pierwszej lekcji chciał odpytać Głowackiego z czytania, każąc mu przy tym stać. Przyszły pisarz powiedział, że nie jest w pierwszej klasie, i chciał czytać, siedząc. Nauczyciel zgłosił to dyrektorowi, ten wezwał kuratora i w rezultacie Głowacki opuścił Instytut z opinią „buntowszczika”.

Problemy ortograficzne Elizy Orzeszkowej

W książce „Miłosne czary i czarty” Krystyna Kolińska (1994) opowiedziała o znajomości Elizy Orzeszkowej – polskiej pisarki okresu pozytywizmu nominowanej do Nagrody Nobla – z krakowskim naukowcem - filozofem Tadeuszem Grabowskim. U schyłku ich nieudanej współpracy nad wspólnym dziełem „Ad Astra” Grabowski wytknął pisarce: „Te pani błędy ortograficzne! Po prostu – zgroza!” (Kolińska, 1994, s. 174).

Kłopoty Tuwima z matematyką

Julian Tuwim z kolei powtarzał szóstą klasę i miał kłopoty z matematyką. Opisał je językiem poetyckim w "Kwiatach polskich": "Idę na hamak – z nienawistną Książką, bodaj ją dunder świsnął, Mistyczną, apokaliptyczną,
z abrakadabrą liter greckich, Szatańskich szyfrów, cięć zdradzieckich: z kabałą trygonometryczną". (Tuwim, 1999, s. 23)
Tuwim był posłuszny woli rodziców, więc rozpoczął studia prawnicze, których jednak nie ukończył; nie traktował ich poważnie i nie potrafił myśleć kategoriami prawniczymi. Poeta tak pisał o swoich szkolnych latach: „W lutym 1911 miałem lat 16 i pół, byłem uczniem klasy szóstej (zostałem w niej potem na drugi rok) i uczyłem się straszliwie źle. Dochodziło do wypadków niewiarygodnych: z piątej klasy do szóstej miałem np. tzw. „dryndę” (poprawkę)... z geografii. Fakt nienotowany w dziejach żadnego gimnazjum. Tępota moja matematyczna była niemal upiorna. Rozwiązywanie klasówek algebraicznych dyktowano mi z tyłu metodą graficzną. „Napisz a..., postaw nad nim, trochę z prawej strony, dwójkę... teraz napisz plus (Ja: „Wyżej niż niżej?”). Pośrodku!... koło plusa postaw duże N (Ja: „N czy M?”)... En! En!... podkreśl to, a pod kreską napisz x” itd. Gdy byłem w pierwszej klasie, uciekłem kiedyś do Sieradza, zadręczony perspektywą jakiejś groźnej klasówki z arytmetyki (och, te fioletowe pałki, „jedinicy”, stawiane przez matematyka T. w moich kajetach!). Zostawiłem w domu kartkę do rodziców, że „niegodny jestem być waszym synem” (choć oni wcale tak nie uważali). Gdy przyjechałem do wujostwa, zacząłem mętnie się im tłumaczyć. Jeszcze tegoż wieczoru odwieziono mnie skruszonego do rodziców. (...) Jedynym przedmiotem, który mnie interesował, była łacina, choć i ona przychodziła mi w klasach poprzednich z wielkim trudem”  (Tuwim, 1958, za: Jurek, 2006, s. 1–2).